poniedziałek, 4 stycznia 2016

"Ucz się, pracuj, a święto zmarłych stanie się twoim świętem"... Tfu. Ucz się, pracuj, a twoja książka stanie się faktem.

Nadal nie mam żadnych nowych odpowiedzi wydawniczych, podczas gdy Dzikus przechodzi rewolucje i szlif dzięki wstępnie zainteresowanemu wydawnictwu. Ale odpowiedzi wkrótce zaczną spływać. W styczniu miną trzy miesiące od rozsyłki. Jestem ciekawa, jaki będzie bilans.

Do tego czasu z pewnością oszaleję od poprawiania Dzikusa. Przyglądanie się każdemu zdaniu to robota dla masochistów. Mój podziw dla redaktorów rośnie (i zdziwienie, że nie kończą na oddziałach zamkniętych). Na szczęście ludzie z zainteresowanego wydawnictwa dali mi sporo uwag i rad, dzięki którym mogę wyeliminować potknięcia. Cały czas pomaga także praca naukowa i betowanie znajomym opowiadań.
Skrobię też drugą magisterkę i wydaje mi się, że będzie miała szansę w konkursie na prace dyplomowe. Przy takiej orce korektorskiej i redakcyjnej, ona także skorzysta i stanie się bezbłędna.


Konkrety o Dzikusie.
Skorzystałam z pomocy redaktorki przy najważniejszej scenie akcji. Odchudziłam scenę o kilka tysięcy znaków i nadałam jej dynamizmu. Pozbyłam się paru banalnych określeń, nadmiernej ilości średników, przekręconych zdań i powtórzeń.
Co to są banalne określenia? Kompletnie niedorzeczne. Kompletnie sparaliżowane. Jego świat chwieje się w posadach. Napięcie sięga zenitu.

Jeśli chodzi o samodzielną pracę nad całością:
Skróciłam zdania. Wykluczyłam zbędne przemyślenia i nielogiczności. Dodałam widowiska zamiast filozofowania. Zmieniałam scenerie na ciekawsze. Przebudowałam początki rozdziałów i wątków tak, by od razu było jasne, co i gdzie się dzieje. Zmieniałam niepoprawne szyki zdań. Dodałam zakończenie z większym pier... Wyrzuciłam zbędne podrozdziały. Dałam więcej kontaktów z krwiożerczymi bestiami. Zmodyfikowałam kontakty z kosmitami. Dodałam wątki dotyczące wojny i walki na froncie.

Teraz pozostaje mi przejście przez całą treść jeszcze raz, odrywając każde zdanie od całości i sprawdzając jego poprawność. Mordęga, ale liczę na efekt w postaci dostarczenia wam Dzikusa do rąk. Jeszcze w tym tygodniu postaram się odesłać podrasowaną Dziką Książkę do wydawnictwa, które okazało jej tyle życzliwości.
Czy coś z tego wyniknie? Jako wzorowa pesymistka powiem: no pewnie, że nie! Paranoja Oczekującego Niechybnej Katastrofy, level hard.



Istnieje szansa, że wspomniany artykuł o Frankensteinie ukaże się w Smokopolitanie! Wszystko dzięki znajomej z NF, która podsunęła mi pomysł skierowania tekstu właśnie tam. Artykuł miał już kilka bet, zarówno moich, jak i znajomej oraz redakcji.
Pamiętajcie, dobrze mieć kumpli w środowisku. Prosić ich o pomoc, udzielać jej i podpytywać o różne sprawy.

Przyznam się też, że pierwszy raz od dłuższego czasu zarobiłam coś na pisaniu. Za rozliczenie z Pana Snów może nie kupię nowej konsoli, ale wystarczy na nowy tatuaż ;) Ostatnią dziarę robiłam za nagrody literackie, między innymi za Świetlne Pióro. Może uczynię z tego jakąś zasadę...

Wracam do ślęczenia nad Dziką Książką.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz