wtorek, 22 grudnia 2015

Pierwsza opinia

Nie podaję nazwy wydawnictwa, z którym utrzymuję kontakt, ale w końcu obdarzę je sporą dawką dobrych słów. Najpierw popytałam, potem mogłam sama się przekonać. Dostałam pozytywną opinię o Dzikusie, ale nie zabrakło rzeczy do poprawek. Skierowano mnie też do redaktorki, która w razie potrzeby posłuży radami. Mam uwzględnić porady, nieco przeredagować treść i przesłać poprawioną wersję. Wtedy zapadnie decyzja. 
Nie ma tutaj jeszcze zobowiązań, a ja wciąż czekam na dalsze odpowiedzi wydawnicze. Niemniej to wydawnictwo bardzo punktuje szybkością rozpatrzenia propozycji, wstępną współpracą, krakowskim pochodzeniem, a także, oczywiście, wydaną opinią.

Znacie dobrze moją paranoję oczekującego. Częstotliwość mówienia sobie, że Dzika Książka to grafomański kretynizm wzrastała z czasem i przesłaniała jakiekolwiek szanse na coś, co nazywam autoobiektywizmem. To chyba najtrudniejsze wyzwanie dla twórcy. Mogłoby wzbudzić gigantyczny spór filozoficzny. Czy da się być wobec siebie obiektywnym?
W każdym razie, już prawie uznałam się za analfabetkę, a tu dostaję opinię, gdzie uznano za dobre i ciekawe: pomysł, styl, język, dialogi, głównego bohatera. Czytałam to i widziałam gdzieś w głowie rozpalający się, wielki neon z napisem TROLOLO.
Spodobało mi się też określenie "pękająca dystopia". Człowiek uczy się całe życie - sądziłam, że napisałam antyutopię, a tu jednak dystopia. Ekstra! Orwell tworzył dystopie. Nie chcę wspominać o Lemie, choć cała moja książka wręcz nim oddycha - po prostu muszę od Lema odpocząć. Nie wiem, jak i kiedy to się stało, ale spotykam się z uznawaniem mnie za znawczynię jego literatury. Ciągle ktoś do mnie uderza z problemami, pytaniami i prośbami o pomoc. Wcześniej tak na to nie patrzyłam: po prostu napisałam pracę magisterską o Lemie. A potem przyszły wykłady na Dniach Fantastyki, artykuły naukowe i publicystyczne, recenzje...

W ocenie Dzikusa nie zabrakło uwag typowych dla mnie: chaos, masa wątków i niedokończonych pomysłów, za mało akcji (wiadomo, jak to ja: po co budować akcję, kiedy można pofilozofować?;), a także zjawisko ładnie ubrane w słowa: znaczne wyzwanie dla czytelnika. Wiem, znam siebie jak nikt. Raczej nigdy nie napiszę lekkiej książki. Ale z radością poprawię Dzikusa, kiedy wiem, co i jak.

Przede wszystkim, ciągnięcie akcji do czterystu tysięcy znaków chaos pomnożyło. Do tego wniosku nie trudno dojść mi samej. Ponieważ nie wysyłam książki na konkurs, mogę zwyczajnie odciąć sporą ilość wątków końcowych, które miały być przeznaczone na kolejne części. Trzeba także przyjrzeć się wątkom wcześniejszym. Wiem też, że lubię rozwodzić się nad niepotrzebnymi rzeczami (w ten sposób przegadałam sceny akcji). Zamotałam także sprawę kontaktowania się z kosmitami. 

Mam nakreślone uwagi i redaktorkę do pomocy. W razie potrzeby istnieje także spora rzesza ludzi na NF, wiszących mi bety. Jestem Zosia Samosia, ale kiedy spoczywa na mnie zadanie wstępnej redakcji, zdaję sobie sprawę, że z braku obiektywizmu i doświadczenia nie podołam sama. A tutaj już nie ma żartów. Waży się los Dzikiej Książki. 
Czego chcieć więcej? Cóż, CZASU, BORZE IGLASTY, CZASU! W styczniu mam oddać początek rozprawy doktorskiej, rozdział magisterki, prace zaliczeniowe...

Wydawnictwo inwestuje we mnie czas i dobre chęci. Musi uznawać, że inwestycja się opłaca. A ja nie zwykłam zawodzić pokładanych we mnie oczekiwań. Dlatego, jak zwykle, ze wszystkim sobie poradzę. Może mi nie wyjść, wiadomo. Jestem z natury pesymistką. Ale ta natura nie przeszkadza robić wszystkiego, co w mojej mocy, by osiągać to, co sobie zakładam. Pomaga za to znosić porażki.

Popatrzcie na to, co przynosi eksperyment. Książka napisana w pół roku (cztery miesiące + poprawki) została całkiem pozytywnie oceniona i ma szansę zaistnieć, jeśli umiejętnie usunę jej mankamenty. Pomysł powstał w marcu, mamy grudzień i dzieją się takie rzeczy. Ale pamiętajmy, trzymajmy się braku hurraoptymizmu. Racjonalizm, sceptycyzm, chłodna praca nad tekstem.  

Dobrych świąt! Moje będą całkiem niezłe, choć wypełnione ogromem pracy.

PS. Skrobnęłam ostatnio artykuł o "Frankensteinie", który mógłby was zaciekawić. Może uda mi się go gdzieś opublikować. Jeśli nie, wrzucę w publicystykę na NF. Dam znać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz