czwartek, 12 września 2019

Kto sieje wiatr, zbiera Burzę

Wydaje mi się, że "Dzieci Burzy" mają dość ciekawą historię, którą po części, choć tylko niewielkim fragmentem, mogę się podzielić. Oczywiście najlepiej byłoby rozwodzić się nad faktem, że tworzyłam ją, nagrywając treść na dyktafon podczas włóczenia się po ukraińskiej Strefie Wykluczenia, a mój stan emocjonalny w tamtym okresie pozostawiał wiele do życzenia. Ale o tym przeczytacie we wstępie do książki.


ŚMIERĆ PIERWSZA RZUCA KOSTKĄ



Cały trzon tej opowieści wziął się z mojego doświadczenia żałoby i traumy, z którymi wbrew wszystkiemu się zaprzyjaźniłam i przekułam w magiczną opowieść o wielkich poszukiwaniach ratunku oraz sensu. I kiedy Kif mówi do Aishy: przecież wiesz, że to mogłaś być ty – następuje odkrycie mojej klątwy, a gdy w sali rozpraw na Ooparcie Daina trzyma listy i wypowiada kluczowe zdanie na temat obecności winnych na sali, klątwa zostaje zdjęta.
Jak to odczytywać? Gdy poznacie książkę, przyjdzie zrozumienie na wielu płaszczyznach, jeśli tylko będziecie mieli ochotę odkrywać więcej niż pierwszą warstwę.
Książka już we wstępie oznajmia, że wzięła się ze śmierci, śmierci trudnej, bolesnej, a mimo to służącej żywej, barwnej opowieści, tętniącej kreacjami wielu bohaterów i wizjami mnóstwa światów. Musicie przygotować się na wieloświat, który postarałam się jednak zaserwować w ograniczonym zakresie, nieprzytłaczającym, a przyjemnym, może nawet porywającym. 
Historię rozpoczyna gorzkie wspomnienie: Burza uwolnił się z więzienia i siał śmierć, a powody jego gniewu zostają od razu zasugerowane – ktoś rozdzielił go na tysiąc lat z ukochaną. Nie wiemy, kim Burza jest, nie mamy pojęcia, kogo kochał, widzimy tylko zgliszcza po jego marszu i niedolę przypadkowych istnień, które znalazły się na jego drodze. 
Ale czy na pewno przypadkowych? Czy nie jest tak, że z każdym rozdziałem wszystko konsekwentnie zazębia się i obnaża w pewien sposób zachwycającą prawdę, złożoną, skrytą, lecz finalnie widowiskową?



WILK, KTÓREGO KARMISZ


Chcemy wiedzieć, kim jest Burza, co mu się stało i jaki jest jego obecny los. Nieobecna w fabule postać napędza naszą ciekawość i ochotę na to, by przyglądać się wszystkim pozostałym. Fakty na jej temat powoli rozrysowuje przed nami opowieść, podobnie jak odpowiedź na pytanie, kim jest osobliwa wiedźma z Głuszy, Szauszka (jej mityczne imię jest oczywiście istotne), butnie twierdząca, że wbrew wymownej puencie indiańskiego przysłowia karmi oba wilki w sercu. 
Historia toczy się i rośnie dzięki podglądaniu tych, którzy przetrwali gniewny kataklizm: jednych w skrajnej nędzy, innych opływających bogactwem. Polsce dostają się niezmierzone dobra, podobnie jak Ukrainie i Węgrom. Zachód w dużej części zostaje zniszczony i kiełkuje na nim nowe. Tutaj możemy już wrzucić opis książki:

Którego wilka w swoim sercu karmisz?
Burza uciekł z więzienia i przeszedł przez dwadzieścia sześć wymiarów, siejąc spustoszenie, po czym zniknął. Poszukują go legendarni Likwidatorzy, by zatrzymać apokalipsę. W Czarnobylu ukrywa się ktoś, kto może im pomóc...
Tymczasem w leśnej głuszy swój plan realizuje tajemnicza wiedźma. Nad Radioaktywną Ruiną, na obszarze byłych Stanów Zjednoczonych, powiewa polska flaga, a „Polaczek” mianuje się bożym pomazańcem. Po dziurawym multiwersum włóczą się wojska burzowych pomiotów, odmieniając dusze…

Dzieci Burzy to powieść science-fantasy. Zaawansowana technika przenika się z magią, współczesność z czasami średnimi; smok króluje na niebie, po czarnobylskich ogrodach kłusują konie niezwykłej rasy: bracia śniegu. Dzieje się!



ZGRAJA ELEGANCKICH PORĄBAŃCÓW





W opisie z pewnością rzuca się w oczy słowo Likwidatorzy. Kiedy pisałam tę książkę, jeszcze nie było takiego boomu na Czarnobyl, ale dziś z pewnością więcej osób zrozumie nawiązanie do likwidatorów awarii z osiemdziesiątego szóstego  Burza jawnie nazywany jest przez niektórych Chodzącym Czarnobylem. Jednakże inspiracją dla mojej kosmicznej bandy gończych psów nie były ukraińskie bioroboty, a... Legion samobójców.
Moi <źli, z którymi szybko się zaprzyjaźnicie i będziecie im kibicować> są kompletnie inni, dlatego też nie bronię się przed wskazaniem inspiracji. Zmodyfikowani na nieetyczne, budzące wątpliwości sposoby, włóczący się po kosmosach w imię dobra, którego nie pojmują, są wdzięcznym elementem historii, zwłaszcza że bije z nich absurdalna elegancja i szlachetność; choć początkowo, opisani hurtowo w jednym akapicie, mogą wydawać się kompletnie abstrakcyjni, niedługo po ich poznaniu zapałacie do nich żywymi uczuciami. Jest to o tyle łatwiejsze, że obywatele Zrzeszonych Wszechświatów nie uznają istnienia "zła prawdziwego"; zgodnie z tomaszową filozofią zło uznają za uszkodzenie, w dodatku do naprawienia.
Fabuła poprowadzi was takimi ścieżkami, że prawdopodobnie będziecie współczuć psychopatom, a nawet pewnym istotom, których tak naprawdę nie ma  są czysto potencjalne i nie sposób ich uratować. No chyba że... ;)

Co łączy legendarnych, kosmicznych Likwidatorów z Burzą? Cóż... powiedzmy tylko tyle, że kiedyś dobrze się znali.

Zaciekawieni? Mam nadzieję!



BURIA MGŁOJU NIEBO KROJET

Burza na morzu (Kochankowie na brzegu morza), Jan Parcellis (malarz przypisywany)

Posługiwanie się inspiracjami może niesłusznie sprowadzić was na trop "Openmindera", mocno osadzonego w świecie zrodzonym przez przesiąknięcie Evangelionem i postapokalipsą, i pomyślicie sobie, że znacie już te moje patchworki.
Nie dajcie się zwieść – "Dzieci Burzy" to oryginalne multiwersum, którego symbolem są jakże kluczowe, a jednocześnie marginalizowane przez opowieść tytułowe istoty. W logicznie skrojonym modelu multiwersum będziecie mogli bezproblemowo lawirować pomiędzy światami fantasy a kosmicznymi rubieżami, pomiędzy odmienioną ojczyzną a Radioaktywną Ruiną i Cesarskimi Ogrodami, nie gubiąc się i mogąc czerpać z różnorodności pełnymi garściami.

Książka rozpoczyna się znamiennym wierszem Puszkina, przełożonym przez Juliana Tuwima. Zamieć mgłami niebo kryje, wichrów śnieżnych kłęby gna, to jak dziki zwierz zawyje, to jak małe dziecię łka... Właśnie tego wiersza uczono w szkole moją babcię i kiedyś przy kawie powiedziała mi, że to głównie z rosyjskiego pamięta. Wyrecytowała kawałek, a w mojej głowie powstał pierwszy trop do kluczowej postaci książki.
Burza w pewien sposób symbolizuje niezawinioną krzywdę, a jego los jest losem nas wszystkich. Czy możemy naprawić to, co zniweczone? Czy możemy oszukać los i czym on właściwie jest? Czy istnieje inna droga niż pogodzenie się z brakiem władzy nad rzeczami, które potrafią całkowicie zdominować nasze życie? Czy rzuceni w świat poza naszą wolą, obdarzeni nieznanym czasem i wymykającą się z rąk rzeczywistością, cokolwiek znaczymy?
Ta wielowątkowa, wielowymiarowa książka próbuje, poza snuciem opowieści science-fantasy, ukazać psychologiczno-filozoficzne badania, które urządziłam na żywych istotach, personalizując absolutnie wszystko: drzewa, kamienie, smoki, osobliwe gatunki, przedmioty, przeciwstawiając się śmierci. Najwięcej eksperymentów dokonywanych jest na samym człowieku. Powieść zawiera jednak te elementy w sposób, mam nadzieję, nienachalny i nieobowiązkowy. Kto chce, może po prostu płynąć z opowieścią i rozwiązywać intrygę.






No i smaczek na koniec. Obrączka na okładce jest tą, którą dzierży wiedźma, jest też jednocześnie obrączką zaprojektowaną przez mojego męża, którą dał mi na Oku Moskwy w Strefie Wykluczenia. Oko Moskwy, podobnie jak obrączka, dostaje swoją rolę w książce, tak jak i zresztą awaria czarnobylska. 
Dlaczego obie te rzeczy szczególnie dla mnie istotne – obrączka i ruski dzięcioł – nie mają jednoznacznie pozytywnego zastosowania w fabule? Być może z tego powodu, że miłość nie jest dla mnie tym, co wbijają nam do głów autorytety, sztuka i rozrywka. "Dzieci Burzy" nie ukazują ckliwych znaczeń. Książka kreuje drogi, na które wchodzą jednostki, czasem z własnej woli, czasem wbrew niej, i ich największą wolnością są decyzje, czy te ścieżki porzucić, czy na nich pozostać.
Wbrew każdemu i każdej rzeczy zawsze można się zatrzymać. Nawet będąc Burzą. 
Wyrywając wielkie dziury w multiwersum, Burza symbolizuje traumę niszczącą mój świat wewnętrzny.

…mieszaliśmy w jego umyśle jak w kotle. Wrzucaliśmy zdechłe myszy i zgniłe mięso, szczaliśmy i pluliśmy w jego głowę, a potem go tym karmiliśmy. Trawił własne pokaleczone myśli. Mieliśmy nakaz nakłonienia go, żeby pisał do niej listy, choć milion razy pokazywaliśmy mu jej śmierć i rżnęliśmy jej mary na jego oczach. Zajmowało mu całe lata, by wyskrobać kartkę słów. Był świadomy tylko chwilami, podczas burz. Sądzę, że nikt nigdy nie spowodował takiej degradacji. Umysły takie jak jego są bardzo wytrwałe. Ale myśmy rozszarpali mu ducha.


Shawn Coss



Ale mimo wszystko Burza zatrzymuje się, kończy swój śmiertelny marsz. Dlaczego? Zapraszam do lektury. Premiera ZARAZ.