Dostałam dwa tygodnie temu plik od redaktora z Dziką Książką, więc utonęłam w poprawkach. Dosłownie. Przejechałam tekst raz, potem drugi i za trzecim sprałam sobie czerep - czytaj przyswoiłam i utrwaliłam nową wiedzę. Zaczęłam widzieć infodumpy - przeczytaj to - przestoje, nienaturalność różnych wypowiedzi, nielogiczności, zbędniki, niedopowiedzenia. Zaczęłam widzieć miejsca, które wołają o didaskalia. Kreślić, wstawiać tekst nie tylko na polecenie, ale i samodzielnie. Po prostu spojrzałam przez małe szkiełko, już nie tylko korekcyjne, ale i redakcyjne. Może po kilku latach podobnej, ciężkiej roboty i dobrego przykładu, zyskałabym takie okulary. Jak na razie, gdy zmrużę oko i przyłożę szkiełko, dostrzegam lepiej ciemną stronę.
Po prostu mam nowe objawy choroby zwanej perfekcjonizmem. Kolejny odpał, narzędzia tortur do maltretowania tekstu, do szlifierskich zboczeń i rzemieślniczej orki.
Czy łatwiej rozjaśniam tą ciemną stronę - zobaczymy. Kilka dni temu udało mi się wyrwać sobie plik z rąk, fuknąć: daj już spokój! - i oddać redaktorowi. Dopiero gdy to się okaże, opowiem więcej o samej procedurze redakcyjnej od strony autora.
Zobaczymy też, czy uda mi się dostać coś w kolejnym konkursie, o którym bardzo późno sobie przypomniałam. Nasmarowałam opowiadanie w dwa dni, jeden dzień poprawiałam. Karygodne zachowanie. Mimo to teraz, po dwóch tygodniach, gdy czytam swoje wypociny, uważam, że poziom mi skoczył.
Co do rywalizacji, udało mi się dostać wyróżnienie w konkursie Creatio Fantastica, zorganizowanym na dziesięciolecie czasopisma.
Opowiadaniem, o którym pisałam tutaj siedem miesięcy temu, że byłam z niego zadowolona - "Głos światów". W jury konkursu na przykład panowie Pilipiuk, Majka, Piskorski. Będę w antologii. Kiedy się ukaże, na pewno dam znać. Towarzystwo z pierwszych dwóch miejsc mam znajome, z fantastyki.pl, a zwycięskie opowiadanie (okej, jedno z dwóch zwycięskich) czytałam, zanim zostało wysłane na konkurs. Zapewniam, że autor "Dlaczego spadamy" jest szalenie kreatywny i od dawna bardzo cenię sobie jego twory. Myślę, że skutecznie motywujemy się nawzajem w gronie NFowiczów.
Opowiadaniem, o którym pisałam tutaj siedem miesięcy temu, że byłam z niego zadowolona - "Głos światów". W jury konkursu na przykład panowie Pilipiuk, Majka, Piskorski. Będę w antologii. Kiedy się ukaże, na pewno dam znać. Towarzystwo z pierwszych dwóch miejsc mam znajome, z fantastyki.pl, a zwycięskie opowiadanie (okej, jedno z dwóch zwycięskich) czytałam, zanim zostało wysłane na konkurs. Zapewniam, że autor "Dlaczego spadamy" jest szalenie kreatywny i od dawna bardzo cenię sobie jego twory. Myślę, że skutecznie motywujemy się nawzajem w gronie NFowiczów.
Zdobyłam też piórko na fantastyce.pl, co stanowi dla mnie istotny punkt na liście podwyższania swoich umiejętności, jak i możliwości pomocy innym. A przede wszystkim - jest następnym sygnałem, że moje teksty się podobają, że lepiej je dopracowuję. Wskazówką, w co iść, jak sobie radzić. Zebrałam też kilka pozytywnych opinii o opublikowanym przeze mnie artykule w październikowej NF. Wydaje mi się, że zaczynam łapać pewne rzeczy - niuanse dotyczące tekstów publicystycznych, książek, opowiadań, tekstów naukowych...
Na recenzję swojego artykułu naukowego, który posłałam na znamienity krakowski uniwerek, czekam już naprawdę długo. Artykuł poszedł w maju, obiecano mi odpowiedź końcem sierpnia, ale recenzent zawalił. Wciąż muszę czekać, a przewodu doktorskiego otworzyć nie mogę. Napisałam drugi artykuł, a że mam od uczelni środki na tłumaczenie, rozeznałam się właśnie w ofertach. Za pół arkusza wydawniczego tekstu (czyli dwadzieścia tysięcy znaków), który ma być przetłumaczony na angielski, zapłacisz minimum pięć stów. A jak chcesz, żeby to już w ogóle była wielka pompa, bo idzie do wysoko punktowanego czasopisma, to zapłacisz nawet tysiaka za tłumaczenie i korektę Brytyjczyka. Ty albo uczelnia, zależy, jak sobie pościelisz. Dowiedziałam się też, że jak jesteś tak starym człowiekiem, jak ja (dwadzieścia sześć lat), a wciąż tkwisz na uniwerku, możesz się ubiegać o ubezpieczenie i uczelnia musi za ciebie płacić. I tak na doktoracie można się ubezpieczyć, poprosić o środki na kwerendy, tłumaczenia, konferencje, dostać stypendium, a jeszcze jeździć nadal na zniżce studenckiej. Można to nazwać taką inną formą zatrudnienia, za wynagrodzenie domagającą się od ciebie wkładu w naukę i kulturę. Nazbierałam z pięćdziesiąt punktów na wnioskach o stypendia - nie próżnowało się w zeszłym roku. Artykuły, książka, drugie studia, konferencje. Teraz znowu trzeba ruszyć pełną parą.
Trudno uwierzyć, że sto lat temu dopiero zaczynano wpuszczać kobiety na uniwersytety. Mam wokół siebie i nad sobą wybitnych myślicieli obu płci. Nauka, myślenie, mądrość są obojętne na płeć.
Druga książka stanęła przed redakcją na takim szczeblu:
Teraz, po przerwie, kontynuuję, dobijam dwustu tysięcy znaków. Staram się spisać także dość specyficzne, lekko makabryczne opowiadanie. Roboty jest wystarczająco, więc kończę.
Na recenzję swojego artykułu naukowego, który posłałam na znamienity krakowski uniwerek, czekam już naprawdę długo. Artykuł poszedł w maju, obiecano mi odpowiedź końcem sierpnia, ale recenzent zawalił. Wciąż muszę czekać, a przewodu doktorskiego otworzyć nie mogę. Napisałam drugi artykuł, a że mam od uczelni środki na tłumaczenie, rozeznałam się właśnie w ofertach. Za pół arkusza wydawniczego tekstu (czyli dwadzieścia tysięcy znaków), który ma być przetłumaczony na angielski, zapłacisz minimum pięć stów. A jak chcesz, żeby to już w ogóle była wielka pompa, bo idzie do wysoko punktowanego czasopisma, to zapłacisz nawet tysiaka za tłumaczenie i korektę Brytyjczyka. Ty albo uczelnia, zależy, jak sobie pościelisz. Dowiedziałam się też, że jak jesteś tak starym człowiekiem, jak ja (dwadzieścia sześć lat), a wciąż tkwisz na uniwerku, możesz się ubiegać o ubezpieczenie i uczelnia musi za ciebie płacić. I tak na doktoracie można się ubezpieczyć, poprosić o środki na kwerendy, tłumaczenia, konferencje, dostać stypendium, a jeszcze jeździć nadal na zniżce studenckiej. Można to nazwać taką inną formą zatrudnienia, za wynagrodzenie domagającą się od ciebie wkładu w naukę i kulturę. Nazbierałam z pięćdziesiąt punktów na wnioskach o stypendia - nie próżnowało się w zeszłym roku. Artykuły, książka, drugie studia, konferencje. Teraz znowu trzeba ruszyć pełną parą.
Trudno uwierzyć, że sto lat temu dopiero zaczynano wpuszczać kobiety na uniwersytety. Mam wokół siebie i nad sobą wybitnych myślicieli obu płci. Nauka, myślenie, mądrość są obojętne na płeć.
Druga książka stanęła przed redakcją na takim szczeblu:
Teraz, po przerwie, kontynuuję, dobijam dwustu tysięcy znaków. Staram się spisać także dość specyficzne, lekko makabryczne opowiadanie. Roboty jest wystarczająco, więc kończę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz