czwartek, 5 grudnia 2019

Ciemna głębia

Czy jest taka rzecz, której nigdy nie mógłbyś/mogłabyś porzucić? Nie chodzi o osoby. Chodzi o ciebie. O twoje role, o twoje cele.
To, czego nie sposób porzucić, to, co cię dręczy i zadowala, czym krwawisz i oddychasz. Jeżeli masz coś takiego, właśnie to stanowi twoją tożsamość. Nic innego, nic, co ktoś uważa. To wybrałaś albo z tym się urodziłeś.

Taką rzeczą w moim życiu jest pisanie. Światotwórstwo.



Skończyłam właśnie kolejną książkę. To, co widać powyżej, jest screenem z ostatniego rozdziału.
Miesiącami byłam z tą nowelką sama. Tylko ja i mały koniec świata, który zaprojektowałam. W tym czasie musiałam pracować na kilka umów i zapierniczać jak mały samochodzik. W tym czasie musiałam wyprawić w świat wcześniejszą powieść. W tym czasie musiałam odkryć, że mój organizm nie chce dłużej współpracować na moich warunkach. W tym czasie wróciła depresja.

Właściwie to ona nie odchodzi, czasem po prostu ma urlop. Właściwie depresja to niewłaściwe słowo, wąskie i pozbawione głębi. Nie chodzi o chorobę, którą należy zwalczyć. Chodzi o przytłoczenie samym faktem istnienia. A to przychodzi tylko wtedy, kiedy otwieramy się na prawdę. Gdy uwalniamy wszystkie dobre i złe duchy ze swojego wnętrza, pozwalamy im tańczyć, krwawimy, próbując je pojąć, pozwalamy wciągać im się w głębię, i stajemy się wolni.
A płynąca z tego literatura musi być piękna. Tak mi się wydaje.

Sądzę, że wolność zawsze jest obleczona w niepokój, bo ma do dyspozycji najmniejszy zakres z możliwych: jej całym światem jest twój umysł.
Wolność to idea.
Kojarzy się ją zazwyczaj z ogromną przestrzenią, z bogiem, z czymś dobrym, radosnym, zwycięskim, nie z ciemnością i smutkiem, nie z ciasnotą i przytłaczającą odpowiedzialnością.

Ale taki chociażby Sartre odważnie stwierdził, że najpierw się stajesz (najpierw dostajesz się do niewoli), a potem się definiujesz (możesz się w pewnym stopniu uwolnić). Sartre mówi, że całkowita odpowiedzialność za ciebie spoczywa na tobie. I tak rozumiana wolność budzi niepokój. Człowiek jest "skazany na wolność", oznajmia Sartre, dlatego wolność jest tak niepokojąca, tak trudna i pełna sprzeczności, i dlatego tak często tłumiona i zakłamywana.
Przez chwilę nie nadawaj jej popularnych ram. Nie czyń z niej radosnej, boskiej, wywyższającej, jasnej, świetlistej, dobrej, wielkiej. Rozmyj jej granice, zabierz jej kolory. Kolory to tylko iluzja, refleksy światła.


Shawn Coss
Shawn Coss

Nazwijmy ją ciemną głębią.
Z takiej przecież się wyłaniamy, czy to w wielkim wybuchu, czy z nicości przed narodzinami, i w taką odejdziemy. Ciemna głębia brzmi niepokojąco, wręcz przerażająco, ale i kojąco, swojsko, jeśli tylko jej na to pozwolić. To jej czar. Finalnie ze sprzeczności powstaje doskonale gładka, obojętna tafla. Jak przestrzeń kosmiczna.

Ciemna głębia jest wszechogarniająca. Jeśli przestajesz udawać, że nie istnieje, dopuszczasz w swoim życiu mocnego gracza. A pisarz zazwyczaj pozwala jej rozlewać się po umyśle. Z ciemnej głębi wychodzą zdumiewające historie. Ciemna głębia lubi uczyć się twojej filozofii myślenia, rozkładać na czynniki i hodować na nich nieznane. Dawać odbicia zupełnie innych rzeczywistości. W jej rękach każda myśl może wędrować bardzo daleko, nawet tak daleko, że jej nie ogarniesz, że się zatracisz. Przepadniesz, jak przepadli niezliczeni twórcy.

Z pewnością niebezpieczną jest na przykład myśl, że ta osoba, która napisała właśnie skończoną książkę, mnie przerasta.

Ależ ty jesteś tą osobą. Przestań wchodzić w te wszystkie wymagane role. Wymagane przez tchórzy, którzy nie chcą się uwolnić. Zostaw je. Odbierz sens wszystkiemu poza jedną rzeczą. Eksperymentuj.

Niby ciemna głębia nie pieprzy od rzeczy. Ale jest jednym z filarów mojego pisania. Ma wartość, której chciałaby nadać status quo. Chciałaby, żeby stała się całą istotą życia jej żywiciela, jej animatora, okna na świat, przez które się afirmuje.
Problem w tym, że ja już jestem. Ja już zostałam stworzona. I obok rzygania aktami kreacji muszę z tym żyć. Nie zaprojektuję większości spraw mnie dotyczących. Nie mam żadnej władzy nad sobą, choć mam władzę absolutną nad każdą stworzoną przeze mnie postacią.
Mam tylko ideę w umyśle. Ideę, która nic nie znaczy, lecz musi znaczyć wszystko, żeby pokonywać nędzę istnienia.




Ludzie, którzy czegoś na co dzień nie robią, często są ciekawi, jak to wygląda. Czy pisarz siada sobie z kawką wśród świec, pod wielkimi regałami książek, i zrelaksowany coś tam sobie skrobie?

Może. Ale chyba nie znam takich.



Zawsze mówię, że pisanie kojarzy mi się z chorobą. Z wymiotami. Z krwotokiem. Z wywlekaniem demonów z mroku.

Wielu tak mówiło i pisało. Haśce Poświatowskiej też kojarzyło się to z chorobą, i Murakamiemu. King stwierdził, że jako twórca musisz posiadać zdolność zapamiętywania każdej blizny. Diaz powiedział, że pisarz kontynuuje pisanie, nawet gdy nie ma nadziei. Ibsen stwierdził, że pisanie to sąd nad samym sobą, a Mann, że "pisarz jest to człowiek, któremu pisanie przychodzi trudniej niż wszystkim innym ludziom". Moers: "pisanie jest desperacką próbą wydarcia z samotności odrobiny godności i trochę pieniędzy". Hłasko oznajmił, że pisząc, musisz przekroczyć ostatnią granicę wstydu. 

Twórcy, maltretowani przez potrzebę afirmacji, w dziwacznej komitywie wewnętrznego sprzeciwu i zgody nadają formę swojemu pokręconemu, ciemnemu światu lub temu, co w nim zamieszkało. Ciemnej głębi.

Jestem tylko wtyczką wpiętą w wieczny strumień treści, to też często mówię. Nie sposób jej odpiąć. Dlatego śmierć zawsze w swej gorzkiej istocie ma słodki posmak odpoczynku i ukojenia. Może dlatego tylu odbierało sobie życia. Tego nie da się w żaden sposób przerwać. Świadomości nie da się cofnąć. Od ciemnej głębi nie można się odciąć. Karuzela wciąż się kręci, a tobie nie uda się zsiąść. Chyba że na dobre. 
Nie można porzucić tożsamości. Spróbuj porzucić bycie... ojcem? Matką? Badaczką? Pisarzem?

W fantastyce jest taka zasada, nazywają ją brzytwą Lema. Mówi: jeżeli nie możesz wyciąć z tekstu elementów fantastycznych bez szkody dla treści, to przeszedł test.

Nie możesz wyciąć tożsamości.
Nie możesz odgrodzić się od ciemnej głębi, jeśli jesteś tym, kto się jej nie boi i z niej czerpie. Ale brak strachu niczego nie zmienia. Gdy idziesz przez ciemny las, niezależnie czy boisz się, czy nie, nie masz pojęcia, co wyjdzie z ciemności. Nie możesz tego wiedzieć.



No więc jesteś ty i głębia. Coraz więcej pragnąca, bo dająca coraz więcej przywilejów, i mająca coraz mniej cierpliwości do ludzi, którzy się jej boją i udają, że jej nie ma.

Standardowe pytanie, które słyszy piszący. "Skąd ty bierzesz te wszystkie pomysły?"
Powiedz, że z ciemnej głębi, z otchłani, przed którą pytający najwyraźniej się broni, bo gdyby tego nie robił, to by nie pytał. Ciekawe, jaką zrobi minę.

Kiedy ludzie mówią, że słyszą jakiegoś boga, albo że jakiś bóg ich doświadcza, to wszyscy kiwają głowami. Ale niech ktoś powie, że spisuje szepty z ciemnej głębi.

Ludzie często nie lubią bezkształtnej, bezpostaciowej prawdy, prawdy, której nie można ubrać w jakiś absolutyzm, w coś, co uporządkuje im życie, przytłumi lęk. Ludzie często nie lubią myśleć, że bóg to jedno z przyjaźnie brzmiących imion dla ciemnej głębi.
Nie można mieć nikomu tego za złe. W życie wchodzimy bez udziału woli i musimy z nim wytrzymać.
Ale są i tacy, którzy wbrew społecznym lękom otwierają się na eksperymenty. I tutaj wkracza twórca. Daje bezpieczne i legalne pole do eksperymentów. Robi to, czego boją się inni.
Robi to w swojej głowie. W swojej wolności. Morduje i płodzi. I o wiele więcej.

Utwory mogą odmieniać wszystko na rozjaśnionej blaskiem słonecznym powierzchni ciemnej głębi. Mogą zaczarować tę chwilę życia i nadać jej sens, zaprzyjaźnić z niepokojem, uspokoić.
Utwory to pożyteczne kłamstwa.

Tworzenie. Tożsamość, która zawsze nakazuje wychodzić poza siebie i próbować afirmować swoje istnienie. Czynić z niego więcej.  W bólu. W zarzynaniu, które jednocześnie spełnia i wykańcza, ale bez tego życie byłoby po prostu niemożliwe.
Ciemna głębia w każdym z nas. I my, wypluwający jej owoce jak karabiny.

Ciemna głębia lubi słabości i choroby. Dlatego mam trudny okres, ale jednocześnie wszystko to, czego się boję, jest przemieniane przez ciemną głębię, odkształcane, projektowane na nowe sposoby, otwierające niezbadane dotąd obszary. Jeśli nie bać się ciemnej głębi, ona przemienia wszystkie inne strachy. Czyni cuda.
A potem można je spisać.



Publikacje w najbliższym czasie:

Zimowy numer magazynu Silmaris, rozmawiamy z Anną Szumacher o pisaniu.
Portal sajfaj.pl przeprowadził ze mną wywiad, niedługo powinien się ukazać.
Numer "Creatio Fantastica" dotyczący światotwórstwa, który pojawi się w przyszłym roku, będzie zawierał opowiadanie z uniwersum nowelki posłanej właśnie do wydawcy.
Poproszono mnie o napisanie kolejnego tekstu weird, na razie nie mam zbyt wiele szczegółów dotyczących tej publikacji.
Na decyzję co do nowelki będę czekać dwa miesiące.

Ponieważ zbliżają się święta i wszyscy dumamy nad prezentami:
Polecam "Horyzont" Kuby Małeckiego (dla dorosłych) i "Na tropie magii" (dla młodzieży) Marysi Krasowskiej; robiłam korektę "Horyzontu" i redakcję "Na tropie magii", znam te teksty na wylot i mogę was zapewnić, że to strzały w dziesiątkę. Polecam również "Przygody małego duchołapa" (dla dzieci) Anety Jadowskiej, które czytałam w ramach mojego dorywczego pomagania SQNowi w promocji.

Obecnie redaguję poradnik tatuażu, poradnik wyciągania prawdy, opowiadania z Fantazmatów, w kolejce następne powieści fantastyczne. Jeżeli macie jakieś zlecenia redakcyjne/copy, piszcie.

czwartek, 12 września 2019

Kto sieje wiatr, zbiera Burzę

Wydaje mi się, że "Dzieci Burzy" mają dość ciekawą historię, którą po części, choć tylko niewielkim fragmentem, mogę się podzielić. Oczywiście najlepiej byłoby rozwodzić się nad faktem, że tworzyłam ją, nagrywając treść na dyktafon podczas włóczenia się po ukraińskiej Strefie Wykluczenia, a mój stan emocjonalny w tamtym okresie pozostawiał wiele do życzenia. Ale o tym przeczytacie we wstępie do książki.


ŚMIERĆ PIERWSZA RZUCA KOSTKĄ



Cały trzon tej opowieści wziął się z mojego doświadczenia żałoby i traumy, z którymi wbrew wszystkiemu się zaprzyjaźniłam i przekułam w magiczną opowieść o wielkich poszukiwaniach ratunku oraz sensu. I kiedy Kif mówi do Aishy: przecież wiesz, że to mogłaś być ty – następuje odkrycie mojej klątwy, a gdy w sali rozpraw na Ooparcie Daina trzyma listy i wypowiada kluczowe zdanie na temat obecności winnych na sali, klątwa zostaje zdjęta.
Jak to odczytywać? Gdy poznacie książkę, przyjdzie zrozumienie na wielu płaszczyznach, jeśli tylko będziecie mieli ochotę odkrywać więcej niż pierwszą warstwę.
Książka już we wstępie oznajmia, że wzięła się ze śmierci, śmierci trudnej, bolesnej, a mimo to służącej żywej, barwnej opowieści, tętniącej kreacjami wielu bohaterów i wizjami mnóstwa światów. Musicie przygotować się na wieloświat, który postarałam się jednak zaserwować w ograniczonym zakresie, nieprzytłaczającym, a przyjemnym, może nawet porywającym. 
Historię rozpoczyna gorzkie wspomnienie: Burza uwolnił się z więzienia i siał śmierć, a powody jego gniewu zostają od razu zasugerowane – ktoś rozdzielił go na tysiąc lat z ukochaną. Nie wiemy, kim Burza jest, nie mamy pojęcia, kogo kochał, widzimy tylko zgliszcza po jego marszu i niedolę przypadkowych istnień, które znalazły się na jego drodze. 
Ale czy na pewno przypadkowych? Czy nie jest tak, że z każdym rozdziałem wszystko konsekwentnie zazębia się i obnaża w pewien sposób zachwycającą prawdę, złożoną, skrytą, lecz finalnie widowiskową?



WILK, KTÓREGO KARMISZ


Chcemy wiedzieć, kim jest Burza, co mu się stało i jaki jest jego obecny los. Nieobecna w fabule postać napędza naszą ciekawość i ochotę na to, by przyglądać się wszystkim pozostałym. Fakty na jej temat powoli rozrysowuje przed nami opowieść, podobnie jak odpowiedź na pytanie, kim jest osobliwa wiedźma z Głuszy, Szauszka (jej mityczne imię jest oczywiście istotne), butnie twierdząca, że wbrew wymownej puencie indiańskiego przysłowia karmi oba wilki w sercu. 
Historia toczy się i rośnie dzięki podglądaniu tych, którzy przetrwali gniewny kataklizm: jednych w skrajnej nędzy, innych opływających bogactwem. Polsce dostają się niezmierzone dobra, podobnie jak Ukrainie i Węgrom. Zachód w dużej części zostaje zniszczony i kiełkuje na nim nowe. Tutaj możemy już wrzucić opis książki:

Którego wilka w swoim sercu karmisz?
Burza uciekł z więzienia i przeszedł przez dwadzieścia sześć wymiarów, siejąc spustoszenie, po czym zniknął. Poszukują go legendarni Likwidatorzy, by zatrzymać apokalipsę. W Czarnobylu ukrywa się ktoś, kto może im pomóc...
Tymczasem w leśnej głuszy swój plan realizuje tajemnicza wiedźma. Nad Radioaktywną Ruiną, na obszarze byłych Stanów Zjednoczonych, powiewa polska flaga, a „Polaczek” mianuje się bożym pomazańcem. Po dziurawym multiwersum włóczą się wojska burzowych pomiotów, odmieniając dusze…

Dzieci Burzy to powieść science-fantasy. Zaawansowana technika przenika się z magią, współczesność z czasami średnimi; smok króluje na niebie, po czarnobylskich ogrodach kłusują konie niezwykłej rasy: bracia śniegu. Dzieje się!



ZGRAJA ELEGANCKICH PORĄBAŃCÓW





W opisie z pewnością rzuca się w oczy słowo Likwidatorzy. Kiedy pisałam tę książkę, jeszcze nie było takiego boomu na Czarnobyl, ale dziś z pewnością więcej osób zrozumie nawiązanie do likwidatorów awarii z osiemdziesiątego szóstego  Burza jawnie nazywany jest przez niektórych Chodzącym Czarnobylem. Jednakże inspiracją dla mojej kosmicznej bandy gończych psów nie były ukraińskie bioroboty, a... Legion samobójców.
Moi <źli, z którymi szybko się zaprzyjaźnicie i będziecie im kibicować> są kompletnie inni, dlatego też nie bronię się przed wskazaniem inspiracji. Zmodyfikowani na nieetyczne, budzące wątpliwości sposoby, włóczący się po kosmosach w imię dobra, którego nie pojmują, są wdzięcznym elementem historii, zwłaszcza że bije z nich absurdalna elegancja i szlachetność; choć początkowo, opisani hurtowo w jednym akapicie, mogą wydawać się kompletnie abstrakcyjni, niedługo po ich poznaniu zapałacie do nich żywymi uczuciami. Jest to o tyle łatwiejsze, że obywatele Zrzeszonych Wszechświatów nie uznają istnienia "zła prawdziwego"; zgodnie z tomaszową filozofią zło uznają za uszkodzenie, w dodatku do naprawienia.
Fabuła poprowadzi was takimi ścieżkami, że prawdopodobnie będziecie współczuć psychopatom, a nawet pewnym istotom, których tak naprawdę nie ma  są czysto potencjalne i nie sposób ich uratować. No chyba że... ;)

Co łączy legendarnych, kosmicznych Likwidatorów z Burzą? Cóż... powiedzmy tylko tyle, że kiedyś dobrze się znali.

Zaciekawieni? Mam nadzieję!



BURIA MGŁOJU NIEBO KROJET

Burza na morzu (Kochankowie na brzegu morza), Jan Parcellis (malarz przypisywany)

Posługiwanie się inspiracjami może niesłusznie sprowadzić was na trop "Openmindera", mocno osadzonego w świecie zrodzonym przez przesiąknięcie Evangelionem i postapokalipsą, i pomyślicie sobie, że znacie już te moje patchworki.
Nie dajcie się zwieść – "Dzieci Burzy" to oryginalne multiwersum, którego symbolem są jakże kluczowe, a jednocześnie marginalizowane przez opowieść tytułowe istoty. W logicznie skrojonym modelu multiwersum będziecie mogli bezproblemowo lawirować pomiędzy światami fantasy a kosmicznymi rubieżami, pomiędzy odmienioną ojczyzną a Radioaktywną Ruiną i Cesarskimi Ogrodami, nie gubiąc się i mogąc czerpać z różnorodności pełnymi garściami.

Książka rozpoczyna się znamiennym wierszem Puszkina, przełożonym przez Juliana Tuwima. Zamieć mgłami niebo kryje, wichrów śnieżnych kłęby gna, to jak dziki zwierz zawyje, to jak małe dziecię łka... Właśnie tego wiersza uczono w szkole moją babcię i kiedyś przy kawie powiedziała mi, że to głównie z rosyjskiego pamięta. Wyrecytowała kawałek, a w mojej głowie powstał pierwszy trop do kluczowej postaci książki.
Burza w pewien sposób symbolizuje niezawinioną krzywdę, a jego los jest losem nas wszystkich. Czy możemy naprawić to, co zniweczone? Czy możemy oszukać los i czym on właściwie jest? Czy istnieje inna droga niż pogodzenie się z brakiem władzy nad rzeczami, które potrafią całkowicie zdominować nasze życie? Czy rzuceni w świat poza naszą wolą, obdarzeni nieznanym czasem i wymykającą się z rąk rzeczywistością, cokolwiek znaczymy?
Ta wielowątkowa, wielowymiarowa książka próbuje, poza snuciem opowieści science-fantasy, ukazać psychologiczno-filozoficzne badania, które urządziłam na żywych istotach, personalizując absolutnie wszystko: drzewa, kamienie, smoki, osobliwe gatunki, przedmioty, przeciwstawiając się śmierci. Najwięcej eksperymentów dokonywanych jest na samym człowieku. Powieść zawiera jednak te elementy w sposób, mam nadzieję, nienachalny i nieobowiązkowy. Kto chce, może po prostu płynąć z opowieścią i rozwiązywać intrygę.






No i smaczek na koniec. Obrączka na okładce jest tą, którą dzierży wiedźma, jest też jednocześnie obrączką zaprojektowaną przez mojego męża, którą dał mi na Oku Moskwy w Strefie Wykluczenia. Oko Moskwy, podobnie jak obrączka, dostaje swoją rolę w książce, tak jak i zresztą awaria czarnobylska. 
Dlaczego obie te rzeczy szczególnie dla mnie istotne – obrączka i ruski dzięcioł – nie mają jednoznacznie pozytywnego zastosowania w fabule? Być może z tego powodu, że miłość nie jest dla mnie tym, co wbijają nam do głów autorytety, sztuka i rozrywka. "Dzieci Burzy" nie ukazują ckliwych znaczeń. Książka kreuje drogi, na które wchodzą jednostki, czasem z własnej woli, czasem wbrew niej, i ich największą wolnością są decyzje, czy te ścieżki porzucić, czy na nich pozostać.
Wbrew każdemu i każdej rzeczy zawsze można się zatrzymać. Nawet będąc Burzą. 
Wyrywając wielkie dziury w multiwersum, Burza symbolizuje traumę niszczącą mój świat wewnętrzny.

…mieszaliśmy w jego umyśle jak w kotle. Wrzucaliśmy zdechłe myszy i zgniłe mięso, szczaliśmy i pluliśmy w jego głowę, a potem go tym karmiliśmy. Trawił własne pokaleczone myśli. Mieliśmy nakaz nakłonienia go, żeby pisał do niej listy, choć milion razy pokazywaliśmy mu jej śmierć i rżnęliśmy jej mary na jego oczach. Zajmowało mu całe lata, by wyskrobać kartkę słów. Był świadomy tylko chwilami, podczas burz. Sądzę, że nikt nigdy nie spowodował takiej degradacji. Umysły takie jak jego są bardzo wytrwałe. Ale myśmy rozszarpali mu ducha.


Shawn Coss



Ale mimo wszystko Burza zatrzymuje się, kończy swój śmiertelny marsz. Dlaczego? Zapraszam do lektury. Premiera ZARAZ.

niedziela, 11 sierpnia 2019

Kolorowe sny o końcu świata – patchworkowa postapokalipsa Openmindera


Magdalena Świerczek-Gryboś



Żywot Prypeci

Czy można marzyć o końcu świata? Jeżeli potraktujemy szeroko znaczenie słowa „marzenie” i obejmiemy nim akceptację jakiegoś stanu rzeczy (na przykład nieuchronności końca) oraz fantazjowanie o tym, jaki koniec chciałoby się zobaczyć, to jak najbardziej.
Czy chciałabym zobaczyć coś, co zamieściłam w swojej książce?
Wizja bezpiecznego włóczenia się po siedlisku wciąż niezbadanych, nowych okazów dzikich zwierząt jest kusząca. Mieszkam na skraju lasu, często też udaję się w miejsca oddalone od cywilizacji i współegzystuję z dzikimi zwierzętami. 

Z okna


Najbardziej jednak przemawia do mnie perspektywa zniszczonego, a jednocześnie odmienionego, kipiącego życiem miejsca. W realnym świecie taka wydała mi się Prypeć (Zonę odwiedziłam w 2016 roku), pełna naszych śladów, szkieletów ludzkich domów, lecz przejęta na dobre przez przyrodę. Strefa Wykluczenia – wykluczenia człowieka – patrząc przez pryzmat przyrody ma się wspaniale; w zielonym gąszczu znajdą się tam też niezwykłe mutacje i ciekawe sposoby przystosowania tamtejszych zwierząt do specyficznych warunków. Abstrahując od tragizmu katastrofy w Czarnobylu – Strefa i tereny wokół są w pewien sposób zachwycające, bo detronizacja człowieka pokazała potęgę przyrody, nawet w obliczu jej skażenia. Był las, nie było nas, nie będzie nas, będzie las. I taka perspektywa postapo mi się podoba. Bo to, że czeka nas jakiś rodzaj katastrofy, wydaje mi się pewne i nieuchronne.


Cafe Pripyat


Centrum


Plac Szczepański, ilustracja z Openmindera by Marek Gryboś


Zdetronizować człowieka

„Openminder” przede wszystkim kończy pewien ideowy pogląd na świat, a jeśli chodzi o fizyczną rzeczywistość – rozpoczyna zupełnie nowe, pstrokate realia. Lemowisko, czyli zniszczone centrum Krakowa, choć skażone i zrujnowane, bucha kolorami i zmutowanym życiem. Takie wizje pojawiają się w mojej głowie od dawna: fantazje na temat przyrody, która się zmienia, ewoluuje i zagarnia to, co przywłaszczył sobie i przekształcił człowiek. Pod wpływem twórczości Stanisława Lema wyklarował się we mnie pogląd, że człowiek, jako wyjątkowy projekt eksperymentującej nieustannie matki natury, w pewnym momencie, w pewnych aspektach okazał się fiaskiem; planeta tak czy siak pozbędzie się go, jak pozbywała się w naturalnym cyklu wielu swoich projektów. Ale materia nie rezygnuje z człowieka; oto ma szansę wysłać swoją specyficznie świadomą, ożywioną wersję w kosmos, a nie tylko łupiny planet i drobiny gwiazd, z których wciąż mozolnie od nowa tworzy i niszczy ciała niebieskie. 
To „fiasko” nadal ma w sobie obiecujący potencjał koczowniczy.

Pstrąże 2015


„Openmindera” napisałam dawno, w 2015 roku, ale już wtedy istniało we mnie przekonanie o tym, że ta planeta nie tyle stanie się dla nas niegościnna, ile jest taka od początku. Tak jakby materia kosmiczna wiedziała, że musi nam zbudować iluzję domu, żebyśmy się stali, a potem nas go pozbawić, by wypchnąć w przestrzeń, a także wtłoczyć w okazalsze nośniki – maszyny. 
Moja książka łączy to wszystko w, jak to określił Michał Cetnarowski, patchworkowy sposób: fuzję człowieka i maszyny przy jednoczesnym powrocie do pierwotnych, kosmicznych źródeł istnienia (osobliwości), a także odmieniony świat ożywiony, zagarniający przestrzeń w konsekwencji naszych nieetycznych eksperymentów: mokrych snów o zaprogramowaniu człowieka w nieszkodliwego robola i dziecioroba. Do tego dzieli świat na dwie części w sposób przerysowany, wręcz groteskowo ukazując przywary lewicy i prawicy, oraz maltretuje młode umysły projektami uprzywilejowanej elity.
W pierwszym tomie wszystkie te sprawy są właściwie dopiero zarysowane i myślę, że kontynuacja „Openmindera” mogłaby sięgać znacznie głębiej w filozoficzne aspekty końca złudzeń i początku ery, w której im mocniej chcemy zapanować nad swym losem, tym łatwiej wytrącamy sobie władzę z rąk.

Strachów


Pożeranie planety

Czy przeszkadza mi ludzkie panowanie nad ziemskim światem, ingerencja na tyle poważna, by go wyniszczać? Właściwie poza pewnymi wyjątkami nie przeszkadza mi nic, na co nie mam wpływu; jestem jedynie obserwatorką, a moim jednostkowym buntem może być najwyżej mniej skrajna postawa Darii, jednej z bohaterek książki. Człowieka uważam za coś w stylu pożądanego przez rodzicielkę pasożyta, żrącego swoją planetę jak dzieci matkę, i proces pożarcia w żaden sposób nie jest możliwy do zahamowania; owo stworzenie zbyt szybko rozwija się technologicznie przy jednoczesnym odcięciu od świata ożywionego, czy to pod względem empatii, czy świadomości. Najpewniej jest to konsekwencją nadania nam przez przyrodę indywidualnych, zamkniętych nie tylko na inne gatunki, ale i innych ludzi, skomplikowanych światów wewnętrznych. Monady nie mają okien, stwierdził Leibniz, i w mojej perspektywie filozofki nie mają ich także umysły, skazane na nieprzekraczalną immanencję oraz samotność.

Strachów


Jednostka w żadnej mierze nie zatrzyma wyżerania matki przez miliardy dzieci, ma za to duże możliwości w kontekście fantastyczno-ideowym: publikując książki, mogę podważać i kreować; jako filozofka dodatkowo zadawać niewygodne pytania i drastycznie rozszerzać definicje oraz perspektywy. „Openminder” to dopiero próba, ujarzmiona z pomocą redaktora, próba, wydaje się, udana; stworzyłam już więcej światów na różne sposoby chylących się ku upadkowi i zmierzających do nowego początku. Czekają na wydanie bądź są dopieszczane. Cieszę się, że "Openminder" dostał szansę i mnóstwo nauczyło mnie dopracowywanie go oraz rozmowy z czytelnikami.
Chciałabym kontynuować tę opowieść, dać jej dużo więcej. Mam zarysowany i rozpoczęty drugi tom. Mutacje Lemowiska domagają się badań, podobnie jak mechy, a dobrozmysł – kaganiec nałożony na obywateli Zachodu – rozszerzenia i buntu. No i Wschód, on jeszcze w ogóle nie zaprezentował swojego oblicza. Nie zostało też wyjaśnione, co w latach siedemdziesiątych XXI wieku dzieje się z klimatem.

Starcia samozwańczych bogów

Przyczynkiem kataklizmu w „Openminderze” jest z pozoru wielkie pragnienie ludzkości, zrealizowane bez odpowiednich badań nad inicjatorem – eliminacja zła. To właśnie akt wykastrowania z agresji powoduje wojnę, katastrofę ekologiczną, podział świata i powstanie bardzo niebezpiecznej strefy swobodnych działań dla ludzi uprzywilejowanych, którzy mają możliwość przeciwko złu się nie szczepić.
Zainicjowanie szczepionki powoduje niekontrolowane zmiany w przyrodzie i mutacje, dlatego właśnie skażone, postapokaliptyczne obszary w "Openminderze" kipią nowym życiem. Dodatkowo przestrzeń szatkowana jest niewidocznymi, eksperymentalnymi impulsami, które wyciekają na przestrzeń kosmiczną. Eugeniczne eksperymenty są na porządku dziennym. Ludzie niszczą i jednocześnie kreują w tej samej chwili i tymi samymi narzędziami; rzucają w kąt wszystkie bioetyczne ostrzeżenia i barykady, postawione w XX wieku, niejako detronizując się własnymi rękami – zżerają i przekształcają istotę ludzką bez troski o zachowanie jej natury czy zdrowie przyszłych pokoleń. 
Rozpaczliwy akt Darii, poczyniony w pierwszej części, w kolejnych nabierze nowych znaczeń, podobnie jak decyzje głównego bohatera, Nikodema. A jego brat, być może, wybierze się w inne światy.

Pierwsza scena Openmindera, Nikodem w metrze, by Przemysław Stachura


Uchować choć umysł

Inne postaci także przeżywają końce i początki swoich wewnętrznych światów; część próbuje zapanować nad rzeczywistością, inni poddają się do stopnia bezwolności. Większość z nich musi radzić sobie z kiełkującą świadomością, że ludzkość jest na drodze bez powrotu do dawnej rzeczywistości, na drodze ku zmianie lub utraceniu formy, w której trwała od tysięcy lat. Choć Polska jest ukazana jako nieco zacofana ideologicznie i postępowo – znowu padliśmy ofiarą stanowienia areny walk – zdradza już symptomy fuzji z wirtualem



Wizjami przeniesienia się do nadbudowanej rzeczywistości nasiąknęłam, oglądając mnóstwo anime. W pierwszej części książki wiemy tyle, że wirtual jest rozbudowywany i zmierza do jakiegoś rodzaju nałożenia na rzeczywistość, ale na czym ma to polegać, dostajemy jedynie przesłanki. Dzieciak-pilot i mech, dwa elementy fabuły z pozoru służące rozrywce i tworzeniu widowiska, z biegiem akcji okazują się spoiwem, jednak wszystko pozostaje w sferze domysłów. Tutaj mech nie jest bio, jak w NG Evangelion, wydaje się raczej kolejną fantazją o fuzji technologii z pierwotniejszymi elementami kosmosu. 
Co się ma stać z ludzkim umysłem, mózgiem podpinanym do maszyn, rażonym impulsami? Jeżeli tylko pierwszej części dobrze pójdzie, przekonać będzie się można w kolejnych :)


sobota, 20 lipca 2019

Sprawozdanie z wiosny i lata

Książki


"Dzieci Burzy" są na ostatniej prostej. Podejrzewam, że ukażą się planowo, na jesieni. Poniżej fragment wywiadu, w którym wydawczyni zachwala książkę, na drugim screenie pierwszy akapit, a na końcu zajawka z banerkiem ;)



Burza nadciąga. Już widać go na horyzoncie. Zemści się za to, co mu zrobili. Jego gniew poznają wszystkie światy. I ucierpią. 
Jedyna rzecz, która może je uratować, ukryta jest w Czarnobylu…


"Openminder" ma się dobrze, zbiera niezłe opinie, ludzie pytają, kiedy drugi tom, opowiadają, że łyknęli wszystko jednym tchem; są i oczywiście tacy, którzy zrezygnowali z lektury czy nie kupili tej historii, ale wygląda na to, że niezadowolonych jest znacznie mniej. W internecie dużo fajnych zdjęć.

@booksoverhoes
Liliana Sadowska

@okiemmk
@cool_story_naz

@cool_story_naz



Pamiętajcie, że możecie dostać książkę ode mnie, dokładam bajery; robię ostatnio zupełnie nowe zakładki, białe z szarą włóczką ;)





Młodzieżówka skupiona na Marsie powoli doczekuje się mojego powrotu do pracy nad nią. Myślę, że ma szansę na ukazanie w przyszłym roku, oczywiście jeśli spodoba się recenzentom w wydawnictwie.


Opowiadania


W Esensji ukazało się moje opowiadanie "Bardzo trudne samobójstwo", dotyczące samotnej wyprawy w ramach regat okołoziemskich i przedziwnych wizji. Tekst nawiązuje do prawdziwej postaci Jeana Jacquesa de Roux, który zaginął podczas Velux 5 Ocean Race.

Na jesieni ukażą się "Sny Umarłych. Polski rocznik weird fiction", a tam opowiadanie "Larwy (modlitwa do Klary)". Pierwsze i nie ostatnie opowiadanie weird fiction, jakie napisałam, swoiste studium szaleństwa i żałoby, to zupełnie nowy etap w moim pisarskim życiu i czegoś takiego spod mojej ręki jeszcze nie czytaliście :)
Si, to będzie w druku!




Drugie opowiadanie weird fiction posłałam na skrzynkę redaktorską NF, no i czekam :)

Te trzy ważne opowiadania to chyba wszystkie krótkie formy, które przewiduję na 2019 rok. Możliwe, że ukaże się jeszcze zbiór opowiadań "W głębi snów" z moim szortem. W przyszłym roku szansę mają opowiadania, które przyjęto do antologii fantazmatowych: Fantazmatów 3 i Zbrodni doskonałej. 
Na razie zawieszam pisanie opowiadań, zabieram się za książki w kolejce + bez przerwy redaguję w licznych miejscach i projektach.


Praca

Robota pali mi się w rękach.
Zrobiłam korektę nowej powieści Jakuba Małeckiego! Strasznie się stresowałam, ale jestem ze swojej pracy zadowolona i wygląda na to, że inni też. "Horyzont" serdecznie polecam, siadł mi na psychice bardzo mocno, bo to przejmująca i zajmująca lektura.


To chyba niestandardowe, że w Wydawnictwie SQN zaczęłam od podpisania umowy wydawniczej, potem zajęłam się prowadzeniem dwóch fanpejdży (co robię nadal), wreszcie dołączyłam do ekipy redakcyjnej (wykarmiona na piersi Fantazmatów jako doskonałej, profesjonalnej szkoły, gdzie obecnie głównie redaguję i zarządzam działami). Dostałam teraz swoją pierwszą samodzielną redakcję książki i jestem sprawą mocno przejęta.

W Domu Kultury zorganizowałam warsztaty literackie, a teraz ogłosiłam ogólnopolski konkurs poetycki pod hasłem "Małe ojczyzny i wielkie miłości".
Ponadto na głowie redakcje i czytanki z portalu NF, redakcje z Fantazmatów, bety, niezliczone wpisy w SM i pisma. Kiedy tylko trafi mi się kilka wolnych dni na grafiku, wyjeżdżam, a to góry, a to morze; polecam wam taką miejscowość jak Sopotnia Wielka, gdzie zajawione kosmosem dzieciaki mają imitację stacji kosmicznej YSS, ogród sferyczny, wielki teleskop, meteoryty i bajery z NASA. Bez uciekania na krótkie urlopy, do ciekawych miejsc i urbexów szlag trafiłby mnie od nawału roboty i od spraw kłębiących się w głowie, a o których można poczytać na blogu głównym.



Okej, tyle mi się udało wyrwać wolnego czasu na sprawozdanie. 

sobota, 1 czerwca 2019

Współcześni filozofowie prowadzą fanpejdże

OPENMINDER

Zbiorczo:

recki:
LC.



Grafiki, konkursy, zdjęcia:




Grafika powstała z mojego pomysłu


Openminder na Okrąglicy ;)


Zdjęcie od Okiemmk ;)


Z papierową koleżanką od Anny Szumacher :)


Oryginał ilustracji wykonanej przez mojego męża i ilu w książce.


Reklama na okładce NF :)


Pamiętajcie, że możecie zamówić książkę u mnie, z podpisem, dedykacją, zakładką i pieczątką. Mam już trzecią dostawę od wydawcy, sama wyszłam z inicjatywą i bardzo lubię robić dla was zakładki. Oczywiście książka jest dostępna, gdzie tylko lubicie zamawiać ;)




BURZA


Książka trafiła do składu. Rozmyślamy nad datą wydania, promocją, okładka powstaje. Wydawnictwo, które działa nad Burzą (roboczy tytuł), to Alegoria. Jestem bardzo ciekawa różnic pomiędzy działaniem obu wydawców, z którymi współpracuję.


Wczorajszy wpis na fp z fragmentem książki:
"Afif najwyraźniej zaspokoił ciekawość, bo wstał i oznajmił, że zaprasza na kawę, a potem wraca do swoich obowiązków. W drzwiach zwrócił się jeszcze do Aishy, która wyraźnie go intrygowała. 
– Likwidatorów skutków awarii w Czarnobylu były setki tysięcy. Spalili własne flaki, wyrzygiwali kiszki. Umierali lub latami chorowali. Cała armia biorobotów. Was jest pięcioro przeciwko złu absolutnemu.
– Istnieniom tak zepsutym, jak nam, nie może zaszkodzić żadne zło.
– Doskonałe – stwierdził znów z zachwytem Afif".

Trzy lata temu chodziłam po Strefie Zero z dyktafonem i tworzyłam książkę, której wydanie zbliża się wielkimi krokami. Nie oglądam serialu, nie śmieję się z memów o promieniowaniu; doświadczenie przebywania tam, wiele lat badań, filmów dokumentalnych i tekstów sprawiło, że ten boom na Czarnobyl, który wkrótce przeminie, bo ludzie się znudzą, jest dla mnie jak dźganie palcem chorej tkanki.
W nowej książce próbuję odczarować to, co przydarzyło się Strefie i mieszkańcom, dać temu miejscu nowe życie. Powieść nie jest stricte o Strefie, to fantasy połączone z SF, ale krąży wokół, w pewnym momencie zabiera do Strefy (w wielu wymiarach!) i czyni z niej symbol.
Mam nadzieję, że niedługo będę znać datę wydania 

Na zdjęciu szpital w Prypeci.






FANTAZMATY


Spieszę donieść, że w dziale ilustracji odciążyłam się nieco z obowiązków i zaczęłam współkoordynować dział redakcji
Nasz najmilszy i najsroższy redaktor prowadzący został nominowany do Śląkfy za rok 2018 w kategorii Fan Roku. Si, za Fantazmaty, więc wszyscy się cieszymy.
Antologia "Ja, legenda", powstała z największego z moich konkursów i naszej wspólnej fantazmatowej krwawicy, pojawi się w połowie czerwca :)
Pod moją redakcją jest w tej antologii kilka tekstów (pomijając, że znam wszystkie, bo kwalifikowałam je do drugiego etapu konkursu i robiłam im wstępną korektę, a potem byłam jedną z głosujących): "Rdza", "Deszczowy żołnierz", a także częściowo "Jestem Legenda".



Przypominam, że w "nanoFantazjach 1.0" znajdziecie mojego szorta, a w "Fantazmatach 2" opowiadanie z pierwszego konkursu Fantazmatów, przeprowadzonego, kiedy jeszcze nawet nie należałam do ekipy. 
Moje kolejne opowiadania ukażą się w "Zbrodni doskonałej" (duet z Magdaleną Kucenty) i "Fantazmatach 3" (odświeżone, rozwinięte, zwycięskie opowiadanie z konkursu Alternatywy, "Czarnobyl cię kocha, biorobocie").



REDAKCJE I AKTYWNOŚCI

Redaguję nie tylko w Fantazmatach, ale i w projekcie antologii portalowych NF, sporadycznie w "Silmarisie", a dodatkowo zaczynam próbować swoich sił w wydawnictwie SQN :) No i znów trafiłam do Loży na portalu NF.
Cieszę się też, że redaktor w "Snach Umarłych" nie miał co robić przy moim opowiadaniu (bardzo czekam na publikację, bo uważam to opowiadanie za swój najlepszy dotychczasowy tekst). Jakby tego było mało, pomagam pomysłodawcom założyć i rozreklamować Fundację, która chce przyznawać pewną wyjątkową literacką nagrodę :) Tak, mam co robić. Redaguję jeszcze zwycięskie teksty z mojego konkursu "Fantastyczny Dom Kultury", nie wspominając o innych redakcjach i pismach w pracy w DK, a jest to chyba najaktywniej rozwijający się Dom Kultury w tym kraju. Prowadzę też kilka fanpejdży, poza swoimi autorskimi na przykład Fantastycznie nieobliczalni (promuję też naszą serię), Czas Żniw, Dom Kultury w Wolbromiu, konta na IG...

To zabawne, że po 10 latach studiów filozoficznych rzuciłam doktorat i zostałam redaktorką oraz człowiekiem od SM, a to od razu przywodzi mi na myśl tekst Hakierki: Dla ciebie jest już za późno. A kiedy sobie o nim pomyślę, zabawność sytuacji zmienia się w zajebistość. Oczywiście ktoś może uważać, że tytuł doktora (który mogłabym zdobyć, bo mam sporo dysertacji, otwarty przewód, publikacje, konferencje, stypendia na koncie i zaliczone trzy lata) jest lepszy od bycia SM ninja i wolontariuszem wykrwawiającym się nad tekstami debiutantów.
Interesuje mnie jednak to, co ja uważam. A o tytułach naukowych zawsze miałam podobne zdanie, co Nietzsche czy Schopenhauer. I przekonałam się, że kariera akademicka naprawdę mnie nie jara; zawsze istniało jeszcze ryzyko, że naczytałam się starych ramoli, więc to doświadczenie było istotne w mojej pracy badawczej nad życiem i jego kontynuacją.
Mam jeszcze parę miesięcy na zmianę zdania. Robimy zakłady?

Dopiero teraz czuję, że robię rzeczy fajne i pożyteczne. Tak zwyczajnie. Antologie ściągane sto tysięcy razy. Wyczekiwane przez setki ludzi fotorelacje. Promocje autorów. Pozyskiwanie funduszy na szalone, nowoczesne inwestycje.
I że pracuję ze świetnymi ludźmi.

Ale żeby nie oszaleć od ilości zadań, byłam ostatnio na urlopie w górach, dzięki czemu stos zadań osiągnął taki poziom, że zaczął się chwiać. Istne perpetuum mobile. Jednak kiedy lubi się to, co się robi, to taka góra nie przeraża. Można spędzić parę dni na spokojnym przyglądaniu się z daleka, jak rośnie.

Szczawnica



Ostatni nius, jaki przychodzi mi do głowy, to publikacja w "Esensji", już w lipcu ;) To będzie opowiadanie, które przeszło długą drogę: napisane na "Umieranie to parszywa robota" znalazło się tuż pod podium, więc nie dostało się do antologii; potem poleciało do NF i pracowaliśmy nad nim, ale ostatecznie przerwałam prace i oddałam tekst "Esensji", a to dlatego, że jednej z redaktorek opowiadanie wyjątkowo podobało się w konkursie "Umieranie..." i sama mnie zapytała, czy go do "Esensji" nie podrzucę. A tam jeszcze nie publikowałam.
Do NF staram się napisać coś nowego. Właśnie stanęłam w połowie tekstu i nie mogę ruszyć dalej, przyszedł mi też do głowy kolejny tekst weirdowy.
Finalnie tyle jest tego wszystkiego, że zaczęłam wcześniej wstawać ;)

Mam nadzieję, że w następnym wpisie będzie data premiery Burzy!

Edycja: Moje maleńkie opowiadanie na konkurs "Mitologie inaczej", które możecie przeczytać tutaj, jest na konkursowym podium :) Drugi raz wygrywam na portalu tekstem o skażeniu radioaktywnym ;)