sobota, 20 lutego 2016

Projekt sfinalizowany!

Ruszyła machina wydawnicza.

Podpisałam umowę z wydawnictwem Sine Qua Non. Otrzymałam zaliczkę. Czas na ciężką pracę.

Zapytacie: Czemu nie czekam na oferty/odpowiedzi innych wydawnictw?

1. Dostałam uczciwą, korzystną umowę, którą konsultowałam z prawnikiem. Znalazły się w niej wszystkie ważne zwroty i ustalenia (licencja, okres trwania, wynagrodzenie wraz z dokładnym rozplanowaniem wypłacania, podział obowiązków, zobowiązanie wydawcy itp.). 
2. Każdy, kogo pytałam, ma świetne zdanie o wydawnictwie SQN (pisarze, redaktorzy, znajomi, graficy, czytelnicy, a nawet konkurencja).
3. Wstrzeliłam się w nabór debiutantów. 
4. Debiutujący Jacek Łukawski, z którym pisałam przez stronę NF, ma doskonale zrobioną książkę. Możecie sobie wejść tutaj, kliknąć na fragment i obejrzeć powieść w środku. Jest piękna.
5. Wydawnictwo ma szerokie możliwości promocyjne i dystrybucyjne, świetnie zrobioną stronę, nieustannie aktualizowanego fanpejdża, patronuje dobrym przedsięwzięciom (np. jest patronem Smoko, jest związane z CF, NF).
6. Ma siedzibę w Krakowie, a Dzikus dzieje się właśnie w Mieście Królów.
7. Doświadczyłam perfekcyjnej, uprzejmej współpracy z wydawnictwem, które zareagowało najszybciej ze wszystkich.
8. Na co mam czekać? Dzikus się udał - propozycja wydawnicza, przygotowana w pół roku, zostanie wydana przez normalne wydawnictwo. I to jakie! Bardzo lubię szybkie, sprawne działanie oraz dobry kontakt ze współpracownikiem. Mam wszystko, czego bym tylko mogła sobie życzyć, więc dostarczę wam Dzikusa jak najszybciej i w jak najlepszej formie.

W imieniu Dzikiej Książki, wszystkim innym wydawnictwom mogę już podziękować.


Co teraz z blogiem? Czy to już koniec przygody z Dziką Książką?

Ależ skąd, to dopiero początek. Teraz dostaniecie ode mnie jeszcze więcej informacji o pisaniu, procesie wydawniczym, literaturze w ogóle, tworzeniu tekstów publicystycznych, naukowych, opowiadań, a nawet wierszy. We wszystkim tym nabywam i będę nabywać coraz więcej doświadczenia. Otrzymacie też na bieżąco każdą ciekawą/ważną informację, dotyczącą Dzikusa. Mój nieoceniony grafik pracuje już nad zrobieniem ładnego tła na bloga i fanpejdża, który z pewnością wkrótce ruszy. Zostańcie z Dziką Książką, a zaręczam, że podzielę się wszelką zdobytą wiedzą i doświadczeniem. 

Mam kilka pomysłów na promocję, zanim jeszcze książka pojawi się na rynku. Wydawnictwo z pewnością także ma swoje plany. Teraz będę poddawać wszelkie pomysły konsultacjom, ale notki na blogu pozostaną swobodne. Na tę chwilę wracam do pracy naukowej, póki proces wydawniczy się nie rozkręci. Mój artykuł o Lemie był "zbyt mało naukowy", przerobiłam więc go na publicystykę i posłałam do NF. Zaklinam się na Dzikusa, że nauczę się naukowego języka. Wiecie, co tam jest zmorą, pomijając bełkot złożony ze słów, których nikt normalny nie zna? Strona bierna. Koszmar. Wydaje mi się, że w beletrystyce strona bierna występuje sporadycznie. Za to bez strony biernej naukowość tekstu nie ma racji bytu. Poza tym, trzeba pilnować każdego zdania, żeby przypadkiem nawet jedno słowo nie wymknęło się z poprawnego szyku. Jeszcze "nie rzuca mi się to na łeb" - widzę same korzyści, ponieważ robię się potwornie uważnym korektorem. Ale przestrogę opiekunki, że praca naukowa może mnie w pewien sposób okaleczyć, mam cały czas na uwadze.

Na koniec kilka obalonych mitów. Mam nadzieję, że będzie ich znacznie więcej, gdy książka się ukaże. Tylko czytelnik może zweryfikować jej jakość.

1. Debiutantowi ciężko zaistnieć.
2. Przygoda ze współfinansowaniem przekreśla możliwość współpracy z normalnym wydawnictwem.
3. Wydawnictwa nie odpowiadają wcześniej, niż po okresie trzech miesięcy do pół roku.
4. Wydawcy nie pomagają autorom przed podpisaniem umowy.
5. Pół roku na przygotowanie propozycji wydawniczej to za mało.

Kim ja jestem, żeby obalać mity? Nikim szczególnym. Po prostu mam odwagę próbować.